Gdy tylko je zobaczyłam, po prostu dostałam gęsiej skórki.
Urban Decay to marka, którą cenie od dawna, i w zasadzie większość makijażystek, blogerek i vlogerek wam powie, że to światowe standardy i po prostu kolorówka z najwyższej półki. Cienie z serii NAKED to kultowe paletki, które są po prostu niedoścignione. Wzorują się na nich inne firmy. Urban Decay wyznacza po prostu trendy w makijażu i zmusza innych do niechlubnego naśladownictwa.
Ostatnio na rynek trafiły dwie nowe paletki, które przyprawiły mnie o ekstazę. Wiem, to trochę infantylne oceniać produkt po opakowaniu, ale tym opakowaniem jest… reprodukcja obrazu Basquiata. Sama zaś paletka to osiem pięknych, niepowtarzalnych odcieni, stworzonych z pietyzmem i zaskakujących barwą oraz nasyceniem. Seria paletek ma być ukłonem w stronę Basquiata – amerykańskiego artysty współczesnego, zaliczanego do przedstawicieli nowego ekspresjonizmu, grafficiarza, poety i bliskiego przyjaciela Andy’ego Warhola. Twórczość i sylwetka Basquiata jest mi osobiście bliska, dlatego, gdy trafiłam na stronie Urban Decay na dwie paletki cieni, których kolory i opakowania nawiązują bezpośrednio do twórczości Basquiata wiedziałam, że muszę je mieć. Na razie nabyłam jedną. Pudełka cieni zostały skonstruowane tak, że można je powiesić na ścianie. Ja wybrałam jedną z dwóch dostępnych paltek, czyli Tenart. Jest to ta „bardziej kolorowa”, czyli zawierająca cienie od głębokiego, matowego różu, przez intensywne zielenie w jasnej i ciemnej tonacji, aż po odcienie turkusowe i granatowe. Paletką służy do tworzenia zarówno odważnych i ekstrawaganckich makijaży, jak i pełnych naturalności, choć wciąż przykuwających wzrok, idealnych na lato. Cienie są po prostu boskie, zarówno kolory, jak i estetyka wykonania, oraz pigmentacja. Warto wspomnieć, że każdy cień zawiera opracowany przez markę Urban Decay system intensyfikujący pigmentację. Dzięki temu paletka nie tylko ma piękne kolory, ale dodatkowo mega trwałe. Ja swoje zielono – lazurowe kolory zestawiam z odcieniami Naked 1, czyli z tradycyjnymi „nudziakami”, ale wszystkim fankom twórczości Basquiata, które chcą mieć takie cudeńko, a nie dysponują żadną inną paletką cieni polecam drugą wersje, czyli Urban Decay Jean Michel Basquiat Gold Griot. Są to odcienie neutralne, od jasnego beżu rzez brązy i odcienie miedzi aż po metaliczne złoto i ciemnogranatowy mat. Ta druga paletka jest o tyle świetna, że „samowystarczalna” czyli można z jej pomocą stworzyć pełnowymiarowy makijaż na każdą okazję. Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko popisać się łaciną: ars longa, vita brevis, kochane:)
kupiłabym dla samych opakowań nawet gdyby były to kompletne buble kosmetyczne! 🙂